• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Pustynny GloBall


Rano ruszamy w kierunku Sossuvlei. Według scenariusza naszego filmu, mamy za zadanie wykonać w tym miejscu jedno z kluczowych ujęć z Namibii. Scenariusz filmu GloBall w 90% pisze życie, ale staramy się nad tym przedsięwzięciem jakoś – na miarę naszych możliwości – panować. Dlatego targamy ze sobą m.in. dwie wielkie, trzymetrowe piłki do kręcenia ujęć charakterystycznych i kamieni milowych ekspedycji. A w Sossuvlei są największe na świecie, pustynne wydmy, które chyba nadadzą się do naszych potrzeb.



Po drodze atrakcją dnia są strusie afrykańskie, które dobrze widać z daleka.

Mordy nam się śmieją, bo pomiędzy meczami fajnie jest złapać trochę Afryki. Długie godziny za kierownicami aut nie byłyby w tych warunkach drogowych łatwe do zniesienia, gdyby nie widoki i zwierzęta.


Nasza technika jazdy jest coraz lepsza. Zespół powoli się zgrywa. Postojów jest mniej niż się spodziewaliśmy, bo mimo hektolitrów wody (wypijamy po jakieś 2-3 litry na osobę podczas jazdy) w ogóle nie stajemy na sikanie – wszystko wylatuje po chwili przez skórę. A i tak wciąż nie udaje się nam wyjechać tylu kilometrów dziennie, ile mamy w planie. Doliczając tydzień opóźnienia statku, musimy coś z tym zrobić na poziomie naszego harmonogramu i planowanej trasy.

Wstępnie zakładamy ścięcie części trasy w Namibii i chyba będziemy musieli zrezygnować z wjazdu do Botswany – inaczej nie zdążymy na czas do Nairobi, a tam nie możemy się spóźnić, bo mamy tam mnóstwo spraw do załatwienia i chyba z dziesięć różnych deadline’ów. Zresztą – nie możemy się spóźnić do Polski, więc dyscyplina musi być. Na razie skasowaliśmy wszystkie dni serwisowe, wszystkie dni wolne i część trasy – może to wystarczy. Pędzimy przez Namibię… Kurcze, dwa miliony ludzi mieszkają tu w kraju dwa razy większym niż Polska  - teraz powoli zaczynamy to czuć…

Dojeżdżamy do Sossuvlei. Z samochodami ścigają się w sprincie strusie, skubańce są naprawdę szybkie. Prędkość maksymalna strusia afrykańskiego to 80 kilometrów na godzinę, a na długim dystansie potrafi zasuwać 70. W terenie to o wiele więcej niż nasze auta… Pan Struś w ogóle jest rekordzistą świata – waży 160 kilogramów, jest największym ptakiem na Ziemi, ma dwa i pół metra wzrostu a jedno jego kopnięcie może zabić najlepszego karatekę ludzkości. Jajko strusia waży półtora kilo i jedno spokojnie wykarmiłoby na śniadanie całą ekipę GloBall – bo do strusiej skorupki zmieściłyby się 24 jajka kurze.

Wreszcie pojawia się przed nami pustynia Namib. Tutejsze wydmy wyglądają jak nasze góry. Jedna z nich - najwyższa na świecie - ma 400 metrów wysokości. Ale nas skusiła inna, chyba po prostu najładniejsza. W dodatku ma jedną, ważną dla nas zaletę. Nie ma 400 metrów wysokości ;-) A my zamierzamy wyleźć z naszą Wielką Piłką na sam czubek, co może być karkołomnym wyzwaniem – wieje mocny wiatr i jest gorąco… jak na pustyni.

Nareszcie pod kołami czysty piach: samochody terenowe i kierowcy się cieszą z odmiany i przez chwilę baraszkujemy po miękkiej, specyficznej nawierzchni :] Znaki drogowe stanowczo zakazują wjazdu innym samochodom niż terenowym, i słusznie, bo bez napędu na cztery koła i reduktora ugrzęźnie się tutaj po paru metrach. Dla nas jednak dobrze będzie na dłuższą metę trzymać się twardszych nawierzchni – mamy potwornie przeciążone auta i paliwo w takim terenie zabiłoby nasz budżet.

GloBall u szczytu (formy?)

Dojeżdżamy pod miss piękności namibijskich wydm. Zgodnie z planem, zakładamy obóz do ataku szczytowego. Część ekipy pompuje wielką piłkę, reszta organizuje mecz Polska – Włochy, o którym za chwilkę. Podczas pompowania warunki są trudne – wieje porywisty wiatr, w oczy sypie piach, piłką szarpie i rzuca. Uważamy na nią bardzo – jest wspaniała, mamy do niej stosunek emocjonalny po dotychczas przeżytych wspólnie przygodach, nie chcemy, by coś złego jej się stało… Wielka Piłka to cud piłkarskiej techniki – waży tylko 8 kilogramów, choć ma ponad 3 metry średnicy!!! Zrobiła ją specjalnie dla nas firma WATS spod Kęt, województwo małopolskie, Polska, Europa. WATS wykonał dla nas dwie piłki – pierwsza to wersja opancerzona na Afrykę, monstrum o wadze 25 kg. Ta Piła była z nami w Rzeszowie i zagrała wielką rolę swojego życia w czasie koncertu głównego na Europejskim Stadionie Kultury. Potem WATS wykonał dla nas drugą piłkę – z polietylenu, lekką, wytrzymałą i umożliwiającą nadruki w wysokiej rozdzielczości, dzięki czemu mamy na niej logotypy wszystkich naszych partnerów.

Piłki są świetnie wykonane, zapakowane w specjalne torby, mamy do nich specjalną pompę elektryczną, która potrafi je nadmuchać w kilkanaście minut (a później równie szybko opróżnić z powietrza). To bardzo ważne dla naszej logistyki. Dlatego tak bardzo o nie dbamy… Pompowanie piłki asekurują dwa samochody, liny, uważamy na gorące rury wydechowe (mogłyby przepalić materiał), ostre przedmioty etc. Jednak w trakcie pompowania odbywa się…

dramat w sandach

… czyli Wielka Piłka nr 2 zostaje przedziurawiona… :( Jesteśmy załamani. Winowajcami są wiatr i agregat, który produkował prąd dla pompy – wiatr zawiał część piłki na agregat, myśmy tego nie zauważyli, bo Piłka w końcu jest Wielka nie tylko z nazwy. Agregat niestety jest maszyna spalinową, więc też ma wydech… i po chwili strumień gorących spalin wypalił nam w naszej ukochanej piłce dwie wielkie dziury… Takie, że można do piłki rękę włożyć… Odpowiedzialny za Wielkie Piłki niżej podpisany załamał się dokumentnie. Kryzys, mimo że głęboki - potrwał krótko, w GloBall nie ma miętkiej gry. Po chwili wahania (prawie zrezygnowaliśmy z akcji, bo było już późno) wyciągnęliśmy Wielką Piłkę nr 1 (tę pancerną) i wzięliśmy się w garść. Pompowanie było sprawne i jeszcze bardziej ostrożne. Piłka nr 1 jest dużo cięższa niż ta uszkodzona. Zwiad, jaki wysłaliśmy na wydmę, oświadczył, że warunki na górze są tak trudne (bardzo porywisty wiatr) że nie ma szans, żeby wtargać naszą maskotkę na górę. No, ale trafiło na Polaków, więc włączył się tryb „co, my nie damy rady?”.

Nasza zawziętość zderzyła się już po chwili z realiami. Wydma dała nam twardą, a właściwie miękką lekcję pokory: nogi zapadały się głęboko w piach, stopień nachylenia stoku okazał się morderczy, słońce smażyło swoje bezlitosne 40 stopni, a wiatr wiał na oko jakieś 6-7 w skali Beauforta.


Już po pierwszych metrach piłka zaczęła ciągnąć nas jak szmaciane lalki, podskakiwać i ogólnie wariować na stoku. W 3-4 osoby ledwo mogliśmy nad nią zapanować, linki asekuracyjne zdecydowanie wymagały użycia rękawic, w oczy sypał piach siekąc niemiłosiernie po skórze.

Mozolnie wlokąc się darliśmy metr po metrze w górę. W połowie drogi na górę dotarły posiłki w postaci Marja, ale okazały się mało przydatne – Marjo po wejściu padł i nie miał już siły targać piłki :-)

Tam daleko, na dole, po prawej stronie widać 5 kropeczek – to nasze samochody…

Ale nie odpuściliśmy, i po kilkudziesięciu minutach sapania wtoczyliśmy GloBall na szczyt!

Było to zupełnie naprawdę i na serio Pierwsze w Historii Wejście z Trzymetrową Piłką Nożną na wydmę nr 85 w Namibii – dokonaliśmy tego ;-) Czekamy teraz, by ktoś nas pobił tutaj, a sami planujemy już zimowe wejście z Wielką Piłą na K2 ;-)

W tle szturmu na szczyt, naszej małej polskiej Somosierry, odbył się u podnóża zdobytej przez GloBall wydmy…

Mecz Polska – Włochy

… Mecz Bardzo Towarzyski Polska – Włochy zakończył się wynikiem 1:3.  Włosi obnażyli wszystkie słabości naszego zespołu – brak techniki, brak taktyki, brak kondycji. Było ich trzech, przyjechali z Kenii Subaru Justy 4WD (ponad 20-sto letnim). Jak sami powiedzieli – lubią grać w piłkę. Niestety dla nas, okazało się, że lubią, bo potrafią…

Catanacchio (bardzo szczelna, włoska obrona) + młodość, technika i kondycja kontra czysta, niczym nieskażona, polska brawura. Wynik był podobny jak w czasie zupełnie nieformalnego meczu Polska-Niemcy, który rozegraliśmy na stole do tzw. piłkarzyków. O wyniku tamtego spotkania nawet nie piszemy – kompletnie nie udało nam się odwrócić tradycji „wszyscy świetnie grają, a na końcu zawsze i tak wygrywają Niemcy”.  

Nasze pustynne przygody kończą się bardzo późno. Dlatego organizujemy potajemny nocleg w buszu, do którego dojeżdżamy już po zmroku – łamiemy zakaz jazdy po ciemku w ogóle, w dodatku robimy to w terenie ;-) Po Afryce nie wolno jeździć w nocy, przede wszystkim ze względu na zwierzęta. Lubią sobie one leżeć na ciepłym asfalcie, wbiegają masowo pod koła, często niszcząc samochody i powodując wiele wypadków. Nasz wybryk jest oczywiście kontrolowany – jedziemy bardzo wolno, a po zjechaniu w busz samochody prowadzą z latarkami spieszeni piloci, wypatrujący węży i przeszkód terenowych. Obóz i nocleg  zaliczamy do udanych.

Dodatkowe informacje