• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Czasem się Człowiek zdrowo Nairobi


Nasza praca w Nairobi to oczywiście nie przejazd samochodami przez slumsy, z robieniem zza szyb zdjęć ludziom w biedzie - jak zwierzętom w ZOO. My w tych slumsach mamy wysiąść i zrobić swoje – grając z ludźmi w nogę, sprawdzić, czy język GloBall zadziała i tutaj. Po meczu w Capetown mamy taką nadzieję, ale nie graliśmy jeszcze w takiej dzielnicy, w miejscu nazywanym przez wszystkich „nigdy tam nie jedźcie”.


Na takie dictum GloBall mówi: „oczywiście, że pojedziemy”.

Slums to slums. Mnóstwo śmieci, małych budek w których toczy się rozbuchany handel, konstrukcje z folii, papieru, patyków i blachy, w których mieszkają ludzie. Budy przetykane blokami w kolorze błota, chaotycznie porozrzucanymi w bezmiarze brudu.

Ale ten slums w Nairobi to też prawdziwe mrowisko emocji. Tłumy ludzi, którzy biegając we wszystkich możliwych kierunkach, załatwiają swoje sprawy. A mają ich mnóstwo.

Gdy kolumna pięciu ciężko załadowanych samochodów GloBall wbija się to mrowisko, wszystko, co myśleliśmy i wyobrażaliśmy sobie na temat slumsów - nagle zbliża się gwałtownie – jakby fotograf włączył tryb makro i skrócił dystans do fotografowanego obiektu z kilometra do kilku centymetrów.

Ludzie ruszają się szybciej, wszystko robi się szczegółowe, hałaśliwe, tętni życiem. To właśnie tutaj matatu jeżdżą najostrzej, zapachy pachną najbardziej i najbardziej śmierdzą, a śmieci gdzieniegdzie płoną i dymią.

Ludzie nie tylko machają do nas – wlewają się do samochodów, przez okna wnikają do naszych wnętrz ich dłonie, całe ręce, twarze i głosy.

Są ciekawi, trochę zaskoczeni – tu nie wjeżdżają zazwyczaj tego typu samochody, jesteśmy jakąś anomalią.

Podróż przez slums to intensywne przeżycie. Gdy docieramy wreszcie na boisko, ogarnia nas żywioł małych dzieci, bardziej intensywny niż na wsi, natarczywy, śmiały, chwilami bezczelny.

Od samochodów co można oderwać, to się oderwie – wiemy o tym, wszystko mamy zabezpieczone, więc tracimy tylko jedno składane wiaderko z „Disco”, nieroztropnie przyczepione gdzieś na wierzchu.

Z drugiej strony te dzieciaki mają w sobie taką moc… W sekundę nas oblepiają, a my dzielnie bierzemy na klatę cały tłum, nie wiejemy do bezpiecznych samochodów ;-)

Mecz jest super. Gramy właściwie cztery mecze zamiast jednego – jest zbyt wielu chętnych. Najpierw z małymi dziećmi, potem z nastolatkami, potem z dorosłymi, a na koniec organizujemy jeszcze mecz babski – kobiety z zespołu GloBall grają z kobietami z Mathare Slums.

Nasz zespół jest znacznie potężniejszy niż zwykle – po licznych transferach mamy w składzie dwóch Portugalczyków – Pedra i Carlosa, Dunkę - Hannah, dwie Kenijki – Jenny i Tinę, jedną Somalijkę – Rehmmę.

Jenny jest z KENWA – organizacji pozarządowej, która opiekuje się dziećmi rodziców chorych na HIV.

KENWA pomaga nam w organizacji wszystkich meczów w Nairobi, i czujemy się dzięki nim całkowicie bezpiecznie w każdym miejscu, które odwiedzamy. Zresztą, przez cały tydzień nie dzieje się nikomu nic złego. Jak dotąd w całej Afryce :-) Ogólnie uważamy, że wszelkie niebezpieczeństwa w Afryce sa totalnie przereklamowane, jeśli tylko zachowa się odrobinę zdrowego rozsądku. No, i zastosuje się GloBall’owe BHP.

KENWA to oczywiście więcej osób, dzięki czemu jesteśmy w stanie skompletować pełen kobiecy skład naszego zespołu.

Wszystkie mecze przegrywamy, co wywołuje zrozumiały aplauz publiczności. Piłki i rękawice robią robotę, znowu czujemy się całkowicie bezpiecznie, wiemy, że nikt nas już nie ruszy na dzielnicy ;-)

Tłum dzieci huśta się na autach, na Sanaku, Jazzmanie, Marju, Jurku – duzi, biali faceci to najlepsze instalacje na tym placu zabaw.

Ubawu było co nie miara, dla obu stron oczywiście. Z naszej strony najfajniej wyglądali w akcji „nowi”, czyli nasze „koty”.

Jazzman i Sanak cudownie rozkręcali się w relacjach z afrykańskim żywiołem.

Nie tylko zresztą oni – nasi transferowi przyjaciele z Portugalii roześmiani biorą we wszystkim czynny udział. Pedro zostaje uśmiechniętą (mimo kontuzji) od ucha do ucha przedszkolanką, Carlos świetnie wypada w meczu.

Potem powiedzą nam, że mimo tego, że są w Afryce od 6 miesięcy, dopiero teraz ją naprawdę poczuli, spotkali się aż tak blisko z ludźmi. Super!

Rozdajemy ostrożnie piłki – wiemy już, jak je rozdać, by nie wywołać krwawych zamieszek na całej dzielnicy ;-)

Dodatkowy smaczek pozasportowy tworzy w pewnym momencie mały chłopak, który zaczyna buczeć, rozdzierająco płacze i opowiada historię o tym, jak otrzymał od nas piłkę, po czym został brutalnie pobitych przez starszych i silniejszych chłopców.

Piłkę mu oczywiście zabrali. Ja jestem prawie wzruszony, a niektórzy prawie dają się wkręcić – coś jest nie tak, bo wszystkie dzieci dookoła się śmieją, a koleś jest jakiś nie bardzo podobny do któregokolwiek z grających w meczu… Oczywiście – mamy do czynienia z cwaniakiem naciągaczem. Trzeba przyznać, że chłopak ma świetną technikę – aktor jest z niego absolutnie wiarygodny i bardzo dramatyczny.

P.S. Dzieci tutaj czasem całkiem profesjonalnie oszukują i wyłudzają. Nasze serca już nieco stwardniały, oczy stały się bardziej spostrzegawcze a doświadczenie pozwala nam unikać już sytuacji, które wcześniej a jakże – się zdarzały. Świetny był chłopak z Namibii, który bazując na założeniu, że biali nie rozróżniają czarnych, odebrał swoją piłkę, pobiegł dookoła drzewa, wyłonił się zza niego już bez koszulki (taki kamuflaż) i przyleciał odebrać drugą. Nie z nami takie numery, Bruner!  Teraz nauczyliśmy się metody „na zapłakanego pobitego”. Człowiek uczy się przez całe w Afryce bycie.

Mecz kończymy serią wspólnych zdjęć zespołów, których łącznie zagrało dziś na boisku GloBall aż 5 po kolei!

Przyjeżdża nawet kenijska telewizja, więc przebijamy się do lokalnych mediów i świadomości publicznej ;-)

W Nairobi gramy mecze, mecze i mecze. Wszystkie są fajne, wszystkie mają sens, nie opisuję ich, bo już nie daję rady, na szczęście już wiecie, jak przebiegają – każdy jest super, na tyle, że nawet ja, człowiek który nigdy nie lubił WueFu, zawsze w nich gram i nikt nie musi mnie do tego motywować.

Wiemy już z całą pewnością, że wszyscy ludzie, którzy nam zaufali i kupili piłki dla dzieciaków w Afryce, zrobili dobrze. Wiemy też, że nasi partnerzy mogą być dumni ze swojego zaangażowania w GloBall. Najważniejsza jest opinia ludzi stąd, a oni wszyscy mówią zgodnie, że robimy dobrą robotę i że jest to dla nich naprawdę bardzo ważne. Dziękujemy Wam, i dumnie nosimy tu Wasze logotypy!

Tak samo z największą radością wręczamy te podpisane przez Was osobiście piłki. To bardzo osobiste, staramy się każdemu dziecku z osobna wytłumaczyć, o co chodzi. Rozumieją to :-)

A najfajniejsze jest w tym wszystkim to, że naszego głównego zadania – promowania wzajemnego szacunku do siebie, tolerancji – nikomu nie musimy tłumaczyć. Po prostu to robimy, dzieje się to cały czas, samoistnie na boiskach, w czasie dyskusji, w samochodach, gdy bierzemy ludzi na stopa, w  czasie noclegów, kiedy gościmy kogoś w naszym obozie albo śpimy w wiosce…

Dodatkowe informacje