• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Turkana, nasze przeznaczenie?


Po kilkunastu godzinach wspaniałej jazdy, wpadamy na wulkaniczny płaskowyż. Z radia słychać komendę od naszej ekipy filmowej, która pojechała przodem – „szykujcie się do jazdy w ciasnej kolumnie, będzie ujęcie. Jak wyjedziecie zza góry, nie myślcie, że to fatamorgana”.

I rzeczywiście, gdy wyjeżdżamy na drogę prowadzącą w dół płaskowyżu, na horyzoncie błyskają wody wielkiego i tajemniczego…

Lake Turkana

Jezioro jest ogromne, ma ponad 250 kilometrów długości. Jest wyjątkowe, bo jego wody mają alkaliczny posmak, a szmaragdowy kolor nieprawdopodobnie kontrastuje z surowymi skałami i wulkaniczną pustynią, otaczającą je ze wszystkich stron. Turkana to największe na świecie jezioro położone na pustyni.

Jest też pełne wysp i wysepek, głębokie i słynie z zatrzęsienia ryb. Najważniejsze z nich to tilapia (ok. 45 cm.) i okoń nilowy (zwany tu nile perch), który miewa 2 metry długości i waży setki kilogramów.

Ten na zdjęciu to jeszcze młodziak. Ale już wystarczająco dorosły, by go złowić i zjeść.

Wszystkich godzi krokodyl – król tego ekosystemu, który nie tylko jest tu największym drapieżnikiem, ale występuje też w wyjątkowo obfitym stadku – są ich tutaj 22.000 (!). Niby dużo, ale my żadnego nie spotykamy. Może to i dobrze, bo nie mogliśmy się powstrzymać przed kąpielą…

Turkana to wyjątkowo niedostępny region i dzięki temu bardzo pierwotny, cywilizacyjnie nieskażony. Ale to z pewnością już ostatnie lata takiej atmosfery tego miejsca. Nawet na to odludzie wciska się powoli komercja, stoi już pierwszy hotelik, na jeziorze lądują ponoć co jakiś czas hydroplany z bogatymi turystami. Za chwilkę nad Turkanę zawita XXI wiek.

My tymczasem gościmy w domu rodziny naszej kumpeli Rose. Bardzo się polubiliśmy w drodze nad jezioro.

Powrót Rose do domu po długiej nieobecności to fantastyczna chwila. Fajnie, że to właśnie my mogliśmy ją podrzucić prosto w objęcia rodziny…

Rose Ngeywa z Turkana to nasza przyjaciółka.

Ma dwie córki – 3 letnią Naomi i 6 letnią Annję…

Faceta pogoniła dawno temu - w ogóle nie interesował się dziećmi. Teraz Rose mieszka z mamą i siostrą i prowadzi biznes, oczywiście rybny. Na brzegach jeziora od zawsze kwitnie rybołówstwo, a od czasów nowożytnych kiełkuje tu handel rybami na większą skalę.

I w tym właśnie wyspecjalizowała się Rose, prowadząc sprzedaż tilapii smażonej w głębokim oleju i eksportowanej daleko poza granice ziemi plemienia Turkana ciężarówkami, które potrafią tu dojechać i stanowią jedyną namiastkę transportu publicznego, i łącznik z resztą świata. Taka ciężarówka „po ryby” dojeżdża do Lyongolani raz na jakiś czas i to dzięki niej dociera tu szczątkowe zaopatrzenie.

O tilapii i okoniu nilowym dowiadujemy się więcej podczas wspólnych posiłków. Są przepyszne, większość z nas nie umie znaleźć słów, by to opisać. Krótko mówiąc były to najlepsze ryby, jakie jedliśmy w życiu.

W wiosce Rose spędzamy fantastyczny czas. Obowiązuje zasada GloBall „posiłek za posiłek”, więc w zamian za kolację z tilapią, GloBall robi dla Gospodarzy spaghetti, które wywołuje mnóstwo radości, głównie dzięki nowej technice jedzenia.

Wszyscy chichoczą, jedząc długi makaron, a my czujemy, że to właśnie jest prawdziwy GloBall.

Taka pełnia życia. W tej wiosce udało nam się zrobić wszystko, co GloBall ceni sobie najbardziej – pełny kontakt z całą społecznością plus bliższa relacja z rodziną,  wzajemne poznanie. Super!

W Lyongolani dzieje się tyle ciekawych rzeczy, że po prostu nie da się ich wszystkich opisać. Każdy z nas znajduje tu swoich rozmówców i zajmuje się czymś innym. Miejsce niesamowicie temu sprzyja. Bolo walczy o zgodę na robienie zdjęć charakternym kobietom Turkana, Paprazzi gotuje na zmianę z Rose, Matoł robi za listonosza, a Marcyś zakłada zaimprowizowany zakład szewski i skleja ludziom uszkodzone buty.

Nie zdążyliśmy jeszcze nawet zagrać tutaj meczu, a już powstała międzykulturowa interakcja oparta na sympatii i chęci zrobienia czegoś dobrego dla bliźnich.

Wieczorem dla wszystkich dzieci w wiosce rozstawiamy jeszcze kino letnie, które robi furorę.

Nad jeziorem Turkana jesteśmy już mile widziani. Fajnie byłoby tu kiedyś wrócić…



Dodatkowe informacje