• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Najmniejsze plemię świata

Następni na naszej drodze są El Molo. Plemię rybaków, których stolicą jest wioska położona na wyspie na jeziorze Turkana. Wiedzieliśmy, że El Molo to najmniej liczne plemię w Kenii. Kikuju jest kilkanaście milionów  a El Molo jest łącznie nieco ponad 300 ludzi, jak podaje  National Geographic. Według miejscowych źródeł, czyli jedynej szkoły w wiosce, ponad 400. Niektórzy badacze twierdzą, że El Molo to najmniejsze plemię świata. Nawet jeśli jest gdzieś mniejsze, to stolica El Molo o nazwie El Molo na wyspie El Molo robi naprawdę wrażenie. Widzimy jakieś 30 maleńkich, okrągłych, uwitych z gałęzi chatek, 3 łodzie rybackie i 250 kilometrów niesamowitego, alkalicznego jeziora osadzonego na innej planecie. Dookoła tylko pustynia i góry, które wyglądają jak powierzchnia Marsa.

Tą powierzchnią Marsa jedziemy przed siebie, kończy się jakakolwiek droga… By zjechać do jeziora, pędzimy w dół korytem wyschniętej rzeki. Musimy pędzić, bo dno jest piaszczyste i przy mniejszej prędkości samochody zaczynają się zapadać. Gdy „Pagoda” dojeżdża już do plaży, ciężej załadowany „Gucio” tonie w piachu.

Jego wyjęcie w piekielnym upale to mordęga. Praca łopatami w piachu jest syzyfowa. Trapy dosłownie w nim toną, a każdy metr „Gucia” do przodu to litry potu wylane przy ich wyciąganiu, bo znikają jakieś 30 – 40 cm pod ziemią. Trzeba ich szukać, nie przywiązaliśmy sznurków!!!

Niedaleko od El Molo rozbijamy obóz, w którym po raz pierwszy od jeziora Malawi (miesiąc temu?) możemy się wykąpać. Chrzanić krokodyle, musimy.

Woda jest słodka, ale alkaliczna, więc na skórze zostaje coś podobnego do warstwy mydła. Fale jak na Bałtyku, woda jakieś 30 stopni, powietrze około 40, plaża z fantastycznym piaskiem. Przez kilka godzin zażywamy wywczasów, ciesząc się chwilą przerwy w jeździe i meczach.

W pewnym momencie zwraca naszą uwagę ptak – taki fajny na długich nogach, wielkości mewy. Jakoś dziwnie piska, fruwa nad naszymi głowami, siada 2 metry od stołu przy którym siedzimy. Jakiś dziwny, czyżby znowu wścieklizna ;-) ?

Niechcący rozbiliśmy obóz tuż przy jego gnieździe. Trudno, trzeba będzie uważać. Cały dzień i noc pilnujemy się zatem, by nie nadepnąć na nie. Ptak, choć nieduży, bardzo dzielnie pilnuje gniazda i gdy tylko jesteśmy dalej niż 2 metry od niego, natychmiast siada na jajkach. Nasza wzajemna relacja ma swój klimat i jest dość wzruszająca, bo czujemy się mocno odpowiedzialni za przyszłą rodzinę sąsiada. Udaje się! Gdy rano odjeżdżamy, gniazdo jest całe, jajka bezpieczne, a ptak radośnie i wreszcie spokojnie się na nich rozsiada. Nam pozostaje dylemat – czy on (ona?) je wysiaduje ogrzewając czy raczej chroni przed ugotowaniem na twardo, bo piasek pod słońcem jest rozżarzony i parzy nasze stopy w kilka sekund…

Rano gramy mecz z młodzieżą El Molo. Zostawiamy cały worek piłek wspierając zasoby, zbudowanej tu przez Unię Europejską szkoły i ruszamy w drogę przez Marsabit do Moyale – na granicę z Etiopią.

Ostatni mecz na pożegnanie z Kenią gramy w Torbi, niedaleko granicy.

Trasa jest trudna, piękna i długa, ale bez większych przygód, więc następna relacja będzie już z Etiopii.

Tymczasem na zakończenie kenijskiej przygody fotograficznie pozdrawia z drogi zakurzony Pawełek, który nieco nam się pyli w „Trupku” ;-)

Dodatkowe informacje