• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Moyale


Nareszcie Etiopia! Jedyny kraj Afryki, który tak na serio nie zaznał kolonializmu, nigdy nie został przez nikogo tak naprawdę podbity. Kraj, w którym udokumentowana historia ma ponad 4 000 lat, a nawet w pewnym konkretnym przypadku 3 miliony 200 tysięcy lat. Czymże przy tym jest nasze polskie 1 000? Etiopia, miejsce, w którym narodziła się ludzkość. Prawdziwa Mamma Africa.


A tak bardziej przyziemnie – kraj ruchu prawostronnego. Ciekawe, jak to będzie działać po dwóch miesiącach jazdy po lewej?


Plan jest taki: pojedziemy do Addis Abeby z wizytą do Lucy, symbolicznej Matki całego rodzaju ludzkiego. Dostarczając po drodze piłki i grając mecze, dotrzemy do magicznej Lalibeli, mistycznego Aksum i monumentalnych gór Siemen.


Etiopia, dumny kraj świetnych ludzi, którzy nie mówią do nas „Mister” czy „Sir”, tylko „You”. Nie widać po nich żadnych kompleksów. Poruszamy się w etiopskiej atmosferze  dużo swobodniej. Z tym „You”, jak się okaże parę dni później, to zmyła, bo „JU” to po amharsku po prostu „cześć”, „witaj”. Ale tak w sumie  na jedno wychodzi.


Etiopczycy z założenia są otwarci. To czuć od razu – w kontakcie wzrokowym, zachowaniu, rozmowie. Etiopia to kraj ludzi, którzy uważają się za mieszkańców najlepszego miejsca na ziemi. Niewykluczone, że mają rację.

Tu, w Etiopii, biały to zwykły, normalny człowiek. Oczywiście ciągnie się za nim mit „bogatego białego”, więc mnóstwo ludzi na nasz widok mówi „gimme money”, bo to biedny kraj. Na szczęście biedny wyłącznie ekonomicznie, bo w Etiopczykach jest wewnętrzna siła i piękno. Wszyscy na ulicy patrzą nam prosto w oczy, odpowiadają na pozdrowienia, choć nie są ze swojej strony gorliwi w inicjowaniu tej czynności. Dziewczyny, które wcześniej odwracały spłoszony wzrok, gdy mówiliśmy do nich „cześć” (w suahili „jambo”, teraz „JU!”) – tutaj są śmiałe, witają się z wrodzoną pewnością siebie. Świetnie czujemy się z tą dobrą samooceną mieszkańców Etiopii.


Etiopia, kraj który nie musiał pożyczać od nikogo alfabetu, cyfr ani religii. Mówią, piszą i liczą tutaj po amharsku, po swojemu. To od nich zapożyczano, bo Etiopia w wielu sprawach była po prostu pierwsza.


Po swojemu liczą upływ czasu. Nie to, że działa tu african time, choć oczywiście działa nadal dość dobrze, na wiele rzeczy trzeba chwilkę poczekać ;-)  Etiopczycy mają inny kalendarz, własny. Dziś u nas jest 20 lutego 2012, u nich 12 czerwca 2004.

W nocy, jeszcze w czasie rzeczywistym, czyli po stronie kenijskiej, spotykamy fajną ekipę z UK. Richard Bennet, z projektu rugbyinafrica.org, opowiada nam o swojej akcji, właściwie bardzo podobnej do GloBall. Tyle, że oni zajmują się edukacją i promocją rugby w imieniu ligi tego sportu. Pracują w szkołach, gdzie uczą dzieci zasad tego sportu. Jak większość misji i ekspedycji jadą w drugą stronę – z Europy do Południowej Afryki. Mają fajnie, bo ich projekt w całości jest sfinansowany z zewnątrz. My nasz musimy w 80% finansować z własnych kieszeni, ale może następnym razem będzie z tym lepiej ;-)

Poranne przekraczanie granicy jest łatwe i przyjazne jak każde dotąd w Afryce.


Po jej przekroczeniu nadchodzi czas na naprawy. Trzeba pospawać „Trupka” i „Disco”, w którym załamał się cały dach i wypadła przednia szyba.


To dobry moment dla wszystkich na pierwszą integrację z Etiopią, na nadrobienie zaległości w pracach wszelkich, na pierwsze zachwyty nowym krajem. Robimy to z energią, więc już po kilku godzinach całe miasteczko dobrze o nas wie, a my wiemy coraz więcej o nim.


W nocy rozmawiamy z mnóstwem ludzi. Wybija się elokwentny i bardzo zainteresowany wszystkim, mądry facet, z którym dyskutujemy przez kilka godzin obok rozżarzonego piecyka. Mamush Eyasu ma 27 lat, jest z plemienia Amara i jest chrześcijaninem. Jego rodzina gości nas na swoim podwórku.


Świetnie nam się rozmawia – myślimy o świecie i życiu podobnie. O tolerancji też. To, co u nas jest tematem wielu dyskusji, często teorią w bólach wdrażaną w praktyce, tutaj jest absolutną normą. Afryki nie trzeba uczyć tolerancji, bo to ona jest jej ostoją. To od Afryki może jej się uczyć cały świat. Mamush uważa, że tak naprawdę istnieje tylko jeden Bóg, a ludzie ponazywali go różnymi imionami i wymyślili dla niego różne kościoły. W kwestii religii Etiopia ma oczywiście również swoje własne rozwiązanie – nazywa się ono Kościół Etiopski. Występuje tylko tutaj i skupia większość mieszkańców kraju. Jest to jeden z najstarszych na świecie, bardzo tradycyjny kościół chrześcijański. W Etiopii wszyscy chrześcijanie noszą dumnie  krzyżyki w stylu Aksum, a obok plakatów piłkarzy wieszana jest Bogurodzica.


Takie  podejście do  wiary – ten sam Bóg, różne interpretacje - ma swój sens. Nie mówi „nie idź do tego czy innego kościoła”. Ono mówi – słowami Mamusha - „możesz wejść do każdego, bo każdy jest twój. I w każdym możesz się pomodlić do Tego, w kogo wierzysz”. Być może Mamush ma rację.


Jego starsza siostra, która siedzi obok i rozmawia  z nami, jest muzułmanką. Przeszła na islam z kościoła etiopskiego z miłości do swojego męża. Wzruszając ramionami mówi: „this is the same God, no problem”. Młodsza siostra jest chrześcijanką. Mieszkają  w jednym pokoju, w  harmonii i szczęściu.


Święta chrześcijańskie i islamskie obchodzą wszyscy razem, w pełni je przeżywając. Potrafią wspólnie i w jednym miejscu modlić się, choć każdy robi to nieco inaczej – to przecież wszystko jest ten sam Bóg.


Tak samo jest w całym Moyale i chyba w całej Etiopii… Na naszej trasie ludzie nie mają żadnych problemów z akceptacją różnic, odmienności, religii. Kurcze, oni wszyscy tutaj są niezwykle na to wrażliwi, otwarci i tolerancyjni.

W kontekście etiopskich pomysłów na życie nie zapominajmy też o rastafarianach i wszystkich mniej lub bardziej ortodoksyjnych wielbicielach Boba Marley’a, reaggae, rasta etc. Może to przyszło z Jamajki, ale jest jednym wielkim wspomnieniem i marzeniem o Etiopii. I to marzenie się tutaj najzwyczajniej spełnia.


Każdy powinien przyjechać do Etiopii. Tutaj można się tolerancji i wrażliwości na inne kultury nauczyć najszybciej i z największą przyjemnością. Tutaj tolerancja wynika z odwiecznej  różnorodności – są bracia w wierze - muzułmanie i chrześcijanie i na przykład konkurenci w pracy transportowej - ciężarówki i wielbłądy. Wszystko żyje ze sobą w zgodzie i choć nie obywa się bez zgrzytów, Etiopia od tysięcy lat zmierza skutecznie w jedynym, właściwym kierunku. Etiopskim.


Mamush Eyasu wspaniale opowiada o Etiopii, o ukochanym kraju, z którego można być dumnym z tak wielu powodów, że aż trudno je zliczyć. Mieszka tu aż 85 różnych plemion, dwa razy więcej niż w Kenii. Wiele z nich prowadzi pierwotny tryb życia. Mursi noszą drewniane talerzyki w ustach, a Bode chodzą nago. Są jeszcze Amara, do których należy Mamush.  Amara to wyjątkowe plemię,  najstarsze, które  stworzyło język amharski, alfabet, tradycje i fundamenty całej etiopskiej kultury. Największe plemię to Oromo, a są jeszcze sławni Hamerowie, Konso i dziesiątki innych. Wiele plemion do dziś kultywuje starodawne afrykańskie religie animistyczne. Etiopia to również meczety i muzułmanie, których jest tutaj ponad 30%. Na lewo szariat w Sudanie, na prawo anarchia w Somalii, a w Etiopii – święty spokój. Oby na zawsze.

2533

Dodatkowe informacje