• 1
  • 2
  • 3
  • 5
  • 6
  • 7
  • 9

Uwaga

Rejs

Rejs statkiem to kilkanaście godzin na wodzie plus kilkadziesiąt godzin załatwiania formalności, papirusologii, załadunki i wyładunki. Całość może trwać od 5 do kilkunastu dni. Gdyby otwarto drogę lądową, trasa z Wadi Halfy do Assuanu zajęłaby nam parę godzin, a czas całej odprawy skróciłby się do najwyżej jednego dnia…


 

No nic, nie ma innego wyjścia, więc po prostu ładujemy się na prom, wraz z ponad 300 Egipcjanami, grupą Hiszpanów, Niemców, Anglików i nielicznymi obywatelami Sudanu.

Płyniemy statkiem pasażerskim Sak El Naam do Assuanu i zgodnie z planem mamy tam trzy dni poczekać na nasze samochody. Saak Al Naam, bo taka pisownia również się tu pojawia, to stara łajba niemieckiej produkcji,  długa na 60 metrów, nośnik klimatów jak z kultowego „Rejsu”. Pełno na niej ludzi, z którymi możemy się integrować, więc jest super.

A sam rejs jest fajną odmianą po wielu tygodniach jazdy samochodami. Rozkładamy się na górnym pokładzie z karimatami, śpiworami i całym dobytkiem.

Tak jest taniej i o wiele przyjemniej, niż w brudnych, ciasnych, ciemnych kabinach. Woda łagodzi upał tak, że jest rześkie 25 stopni. Gdy zapada zmrok, kładziemy się spać, kołysani do snu falami jeziora Nassera, największego sztucznego zbiornika Afryki. Powstał po zbudowaniu na Nilu gigantycznej tamy Assuańskiej, która była rekordzistką świata aż do czasu, gdy w Chinach zbudowano Tamę Trzech Przełomów na rzece Jangcy. Jezioro Nassera ma jakieś 300 kilometrów długości.  To kawał dużej wody, więc i fale są bardziej morskie, niż mazurskie.

Noc jest piękna, niebo pełne gwiazd, wieje mocny wiatr i robi się zimno. Śpimy na pokładzie, mocno pozawijani w śpiwory. Około 6 rano, gdy jeszcze jest ciemno, sielankę nocy zaburza nagle dziwny zgrzyt i szarpnięcie całego kadłuba.

Mayday! Mayday?

„15 marca 2012 o godzinie 6.15 nad ranem czasu miejscowego na jeziorze Nassera w Egipcie, ok. 100 km od Assuanu, 5 km od najbliższego brzegu, w pozycji N 23.1.59 / E 32.51.31, statek Sak El Naam z 11 członkami polskiej ekspedycji GloBall na pokładzie zboczył z kursu i z pełną prędkością wszedł na skały. Dziób wystaje ponad wodę, przechył na prawą burtę i rufę. Na statku jest ok. 345 pasażerów, nie ma rannych ani zabitych, 90%  pasażerów nie umie pływać, czekamy na pomoc”.

Komunikat takiej treści wysłaliśmy przez telefon satelitarny do naszej ambasady i do Polski, po tym, jak statek wszedł tuż przed świtem na skały gdzieś w drodze do Assuanu…

***

Na początku nie wiadomo, co się dzieje. Wszyscy się budzą i próbują odnaleźć w nowej sytuacji. Na pokładach nie wybucha panika, ale ludzie są zaniepokojeni i nie wiedzą, co się wydarzyło. Statek stoi w miejscu, ma solidny przechył na prawą burtę i rufę. Wszędzie pojawiają się pomarańczowe kamizelki i koła ratunkowe, ale załoga o niczym nie informuje. Po pokładzie toczą się do wody butelki, pomarańcze i inne okrągłe przedmioty.

Ekipa GloBall spokojnie pakuje swój ekwipunek i zakłada kamizelki. Teraz jest czas, by zorientować się w sytuacji.

Zwiad przynosi informację, że na pokład od rufy wdziera się woda. Silniki pracują na pełnych obrotach, raz w tył, raz w przód. Załoga próbuje chyba ściągnąć statek z mielizny lub skały.

Zwiad z przodu statku donosi, że widać skałę, wystającą ponad wodę spod dziobu Sak El Naam, na lewej burcie.

Pięknie. Wygląda na to, że sternik lub kapitan wpłynął pełną prędkością prosto na jedyną wysepkę, jaka wystaje tu z jeziora w zasięgu wzroku.

Statek chyba nie bierze wody, bo przechył się nie pogłębia, ale poza tym mamy pełen impas. Widać, że sam ze skały nie zejdzie, bo dziób podniosło kilka metrów do góry.

Gdy już wiadomo, że raczej nie podzielimy losu Titanica, czas na chłodną kalkulację. Załoga nie informuje nikogo o swoich planach. W kuchniach na razie nie wydzielają posiłków. Na pokładzie mamy prawie 400 osób. Podczas wejścia na skały na szczęście nikt nie zginął ani nie został ranny. Statek zatrzymał się dość płynnie. Wszyscy obudzili się w tej samej chwili, ale nikomu nic się stało.

Sak El Naam jest oczywiście wyposażony w łodzie ratunkowe, tratwy etc. Ale chyba nikomu się nie uśmiecha lądowanie w wodzie. Mamy ze sobą cały sprzęt elektroniczny i wszystkie najważniejsze rzeczy GloBall. Podobnie, jak kilkuset pasażerów, którzy wtargali ze sobą na pokład wiele ton dobytku.

Około 9.00 pojawia się pierwsza jednostka pływająca. To łódź rybacka, której załoga ciekawie nam się przygląda, macha i… odpływa w siną dal.

Na statku wybuchają niewielkie zamieszki. Do bójki pod mostkiem kapitańskim dochodzi między częścią pasażerów i załogą. Sytuacja jest niejasna. Statek prawdopodobnie zszedł w nocy z kursu i wpłynął na skały w miejscu zupełnie nie pasującym do kierunku rejsu. Być może było tak, że ktoś, kto stał za sterem w nocy rzeczywiście zasnął. Statek zszedł z kursu. Sternik zorientował się i postanowił zawrócić, by naprawić błąd. Co jak już wiemy, zupełnie się nie udało. Wskazują na to pozycja statku na skale dziobem w kierunku Sudanu, a nie Egiptu i nasza pozycja GPS. Jesteśmy w bocznej odnodze jeziora Nassera, a nie w głównym korycie z kierunkiem na Assuan.

Na statku nie wydają na razie żywności, jest tylko herbata. Mamy własny zapas wody na około 2 dni, a w dodatku znajdujemy konserwę z polskim gulaszem angielskim! Na razie jest  całkiem nieźle!

Komunikatów oficjalnych przez megafony załoga nadal nie podaje.

Telefony komórkowe nie mają tu zasięgu, więc po chwili ludzie zaczynają się tłoczyć wokół ekipy GloBall i Hiszpanów. Te dwa zespoły są wyposażone w telefony satelitarne, które po chwili łamią monopol kapitana statku na komunikację ze światem zewnętrznym.

Zawiadomienia idą do ambasad polskiej i hiszpańskiej, wysyłamy również informacje do Polski. Może to wpłynie na tempo i jakość działań załogi, bo egipscy pasażerowie twierdzą, że załoga nie przejmuje się losem rejsu i ładunku. Najprawdopodobniej kombinuje, jak ściągnąć statek ze skały tak, by nikt nie dowiedział się o całej sytuacji. Może to być trudne, bo tłum jest wściekły.

Po chwili dochodzi do przepychanki w barze na dolnym pokładzie. Zaczynają wreszcie wydawać posiłki, ale jest ogólny bałagan i załoga nie panuje nad sytuacją.

Wydawane jedzenie i picie nie jest za darmo. Załoga z niezmąconym spokojem kasuje za każde zamówienie normalne ceny. To znaczy, ceny normalne na statku, bo dwu- trzy- i czterokrotnie wyższe, niż zwykłe.

Jako, że już dawno powinniśmy dopłynąć na miejsce, pasażerom kończą się zapasy picia i przekąski.

Na pokładzie muzułmanie modlą się, kłaniając w kierunku Mekki. Jest międzykulturowo. Nasz obóz pokładowy graniczy bezpośrednio ze strefą modłów.

W ciągu dnia Jazzman i Pawełek decydują się na kąpiel, która okazuje się niemałą sensacją. Prawie nikt tu nie umie pływać, to przecież wciąż środek pustyni!

Cały statek przygląda się ich kąpieli, którą łączą z inspekcją kadłuba. Załodze wcześniej nie przyszło to do głowy. Poszycie nie wygląda na uszkodzone,  statek całkiem gładko wszedł na skałę. Przy okazji robimy zdjęcia z tej strony, do której załoga za wszelką cenę próbuje nas nie dopuścić. Tej trudnej sztuki dokonują z dziobu Bolo i Tomek, za pomocą kamery GoPro na długim sznurku. Takie rzeczy potrafią tylko kamery GoPro. Dzięki - Play Extreme!

Dodatkowe informacje